piątek, 23 września 2016

Rozdział 7

Blondyn otworzył powoli oczy. Nagle poczuł, jakby jego głowa miała eksplodować. Miał potężnego kaca, który dość dotkliwie dawał o sobie znać. Powoli przekręcił głowę w lewą stronę, później w prawą. Pusto. To dobry znak, że obudził się sam, we własnym łóżku. Podniósł kołdrę. Nie dość, że był nagi, a nie pamiętał momentu, kiedy ściągał z siebie ubrania, to w dodatku jego skóra nie przypominała już bieli, tylko wpadała w zielony kolor. Próbował sobie coś przypomnieć, jednak ból głowy jeszcze bardziej się powiększył. Wstał powoli i ruszył w kierunku biurka, gdzie trzymał różne mikstury. Teraz jedynie myślał o tym, aby ujarzmić pulsującą czaszkę. Znalazł upragnioną buteleczkę i wypił całość do dna. Mlasnął dwa razy i od razu poczuł ulgę. Nie czuł się idealnie, jednak ból głowy ustał i mógł zacząć myśleć. Spojrzał na zegarek. Dochodziła piąta rano. Postanowił sprawdzić, co dzieje się w salonie. Bał się co tam zastanie, ponieważ, jeżeli film urwał mu się chwilę po przybyciu gości, na pewno nikt nie przypilnował, aby nie zdemolowali całego pomieszczenia. Powoli otworzył drzwi, przygotowując się na najgorsze. Jednak, ku jego zdziwieniu, zastał porządek. Podszedł powoli do kanapy i usiadł, rozpalając ogień jednym ruchem różdżki. Zamknął oczy, założył ręce na karku i czekał, aż chociażby strzępy wspomnień z wczorajszej nocy wrócą, by mógł rozwiązać problem kolorowej skóry.
-GRANGER! – Wstał z kanapy jak poparzony. To ona była wszystkiemu winna. Pamiętał ją, w tej cholernie seksownej, czerwonej sukience, wychodzącą z tym dupkiem. Rozejrzał się nerwowo i podszedł do jej drzwi, szargany nerwami.
- Granger! Otwieraj! – Krzyknął, waląc mocno knykciem w drzwi.
- Słyszysz mnie?! Otwieraj w tej chwili! – Jeszcze chwila, a wyważy te drzwi. Zastanowił się chwilę i złapał za klamkę. Poczuł lekki opór, jednak sekundę później stał w progu pustego pokoju. Łóżko nie wyglądało, jakby dopiero co z niego wstała i wyszła.
- Jak to? Nie wróciła na noc? – Podrapał się po głowie, próbując się domyślić, czy aby wczoraj nie mówiła, że gdzieś wychodzi. Jednak nie mógł sobie przypomnieć żadnego, istotnego szczegółu. Machnął ręką, przyjmując, że na pewno postanowiła przenocować u Ginny, żeby nie przebywać w jednym dormitorium ze Ślizgonami. Usiadł ponownie przed kominkiem, zastanawiając się, jakim zaklęciem dostał. Potrzebował tej informacji, żeby zdobyć antidotum. Nagle przypomniał sobie o księdze, którą trzymał jeszcze w kufrze. Wykorzystywał ją do nauki w domu, kiedy ojciec kazał mu się szkolić na wojownika. Poszedł po nią i zaczął przerzucać w pośpiechu kartki. Triumf! Jednak intuicja go nie myliła. Znalazł zaklęcie odczyniające. Osoba, która je na niego rzuciła, nie postarała się za bardzo. Nie było ciężko się tego pozbyć. Odetchnął z ulgą. Postanowił udać się do Domu Węża i dowiedzieć się więcej na temat wczorajszego wieczora. Zdążył ubrać na siebie spodnie i usłyszał jak ktoś powoli wchodzi do salonu. Od razu wystawił głowę za framugę drzwi. Jego oczom ukazała się Granger. Wyglądała tragicznie. Nadal miała na sobie wczorajszą sukienkę. Ta jednak nie wyglądała już tak ładnie. Jej włosy były w kompletnym nieładzie, tusz, który wczoraj zdobił jej rzęsy, dziś znajdował się pod oczami, pogłębiając jej sińce i nadając jej jeszcze bardziej zmęczonego wyglądu. W ręku twardo dzierżyła szpilki. Kiedy go dostrzegła, zrobiła zdziwioną minę, jednak chwilę później patrzyła na niego zadziornie.
- I co się lampisz? – Powiedziała ze złością i ruszyła szybko w stronę swojej sypialni.
- Zaczekaj chwilę – powiedział szybko Malfoy i wyskoczył tak, że stał pomiędzy nią, a drzwiami. – Powiedź mi, czy ty, po tym jak wyszłaś z tym dupkiem, wracałaś tutaj jeszcze?
            Do połowy nagi blondyn nie pomagał jej w myśleniu. Kompletnie nie mogła się skupić na tym, co do niej mówi. Dokładnie przyjrzała się jego umięśnionej klacie i kaloryferze, rysującym się na jego brzuchu. Po chwili z nową siłą spojrzała mu w oczy.
- Tak. Byłam – powiedziała z zaciekawioną miną. Przecież nakryła go w jednoznacznej sytuacji, a on ma czelność się jeszcze głupio pytać?
- Serio? Powiedź mi, co tutaj się działo? Mam wielką, czarną dziurę – Powiedział zadowolony, że w końcu rozmawia z kimś, kto może przybliży mu, choć część wczorajszego wieczoru. Jednak mina Gryfonki mówiła wszystko. Coś musiało się stać.
- Dobrze się bawisz? Twoje żarty są już naprawdę żałosne. A jeżeli sądzisz, że uwierzę w twoją nagłą amnezję, to się grubo mylisz – wyminęła go szybko i gdy tylko zdążył się odwrócić, zatrzasnęła mu drzwi przy samym nosie. Chłopak znów podrapał się po głowie z niezrozumieniem. Co on jej takiego zrobił? Nawet wtedy, gdy jego upojenie alkoholowe sięgało zenitu to potrafił ją tak zdenerwować? W jednej chwili przeraził się, że ich nienawiść osiągnęła już taki poziom, że nawet, gdy jego mózg przestawał rejestrować wspomnienia, nadal był gotowy ją skrzywdzić. Zdecydował się jak najszybciej zapytać kolegów o wczorajszy wieczór. Wziął pierwszą lepszą koszulkę, założył szybko skarpetki oraz buty i wybiegł pędem do Domu Węża.
- Blaise? Blaise! – Krzyknął, kiedy zdał sobie sprawę, że jego przyjaciel nawet nie reaguje.
- Co?... Jeszcze pięć minut… - wymamrotał i odwrócił się na drugi bok, zakrywając głowę poduszką.
- WSTAWAJ! – Głos Malfoya odbił się echem po całym dormitorium. Zabini momentalnie otworzył szeroko oczy i podniósł się do pozycji siedzącej.
- O co chodzi? Czemu tak krzyczysz? – Skrzywił się okrutnie, bo poczuł jak głowa pulsuje w rytmie jego przyspieszonego serca.
- Co się wczoraj działo? – Zapytał szybko, tupiąc nerwowo nogą, zaraz przy łóżku Blaise’a.
- Ale co się miało dziać? Pochlaliśmy. Podaj mi, proszę, tą fiolkę, która leży na stoliku – zamachał ręką w odpowiednim kierunku i przetarł oczy, mając nadzieje, że pozbędzie się tego nieszczęsnego piasku spod powiek. Malfoy szybko podrzucił mu buteleczkę i czekał, aż przyjaciel wróci do żywych. Można było zobaczyć na własne oczy, jak twarz chłopaka, wykrzywiona z bólu, zmienia się nagle w pełną życia i radości.
- Nooo, od razu lepiej. To teraz siadaj i powiedź mi, co cię do mnie sprowadza – powiedział z uśmiechem na ustach i poklepał miejsce obok siebie. Blondyn skrzywił się na myśl, że miałby znaleźć się w jednym łóżku z Zabinim i pokiwał tylko głową, odmawiając.
- Więc powtarzam: co się wczoraj działo? – Powiedział przez zęby, tracąc powoli cierpliwość.
- Hm… Więc… Od czego by tu zacząć… - powiedział Zabini i parodiując zastanawiającego się Dumbledora, przeciągnął palcami bo nieistniejącej brodzie. Malfoy na ten widok przewrócił oczami ze zniecierpliwieniem. – Przyszedłem do ciebie, wypiliśmy butelkę whisky, po czym wpadło z pięćdziesiąt osób. Wszyscy pili i się dobrze bawili, po czym udali się do swoich dormitoriów. Koniec historii. – powiedział i uśmiechnął się dumnie, że wszystko pamięta.
- To wszystko? To dlaczego Granger wygląda jak by ją piorun strzelił i próbuje mnie zabić wzrokiem? – Zapytał blondyn, robią minę ofiary. Nigdy mu się nie zdarzyło, aby w ogóle nie pamiętać imprezy. Zabini spojrzał na niego pustym wzrokiem. Widać było, że usilnie próbuje wrócić pamięcią do wczorajszego wieczoru. Nagle na jego twarzy zagościł uśmiech od ucha do ucha.
- Tak! Pamiętam! W pewnym momencie przyszła Granger z tym swoim przydupasem. Wkurzyła się, kiedy zobaczyła nawalonych ludzi biegających po dormitorium i zaczęła cię szukać. Nigdzie cię nie było, więc od razu ruszyła do twojej sypialni. Próbowałem ją powstrzymać, jednak okazała się silniejsza. – Brunet spojrzał na kumpla przepraszającym wzrokiem.
- No, ale co to ma do rzeczy? – Malfoy już niczego nie rozumiał. Nie sądził, że dziewczyna aż tak się zdenerwuje na widok zwykłej imprezy. Przejechał dłonią po twarzy, powoli tracąc resztki cierpliwości.
- To ma do rzeczy, że nie dość, że nakryła cię w dość jednoznacznej sytuacji, to jeszcze zaproponowałeś jej trójkącik – powiedział cicho Blaise, powstrzymując się od śmiechu. Malfoy nagle zbladł. Stał, wpatrując się w przyjaciela, z szeroko otwartymi oczami, w ogóle nie mrugając.
- Smoku, wszystko w porządku?  - Zabini zaczął się martwić, kiedy jego były współlokator nie okazywał żadnych znaków życia.
- Jak to możliwe, że nic nie pamiętam? – zapytam Draco, a Blaise odetchnął z ulgą, że nie będzie musiał zanosić kumpla do Skrzydła Szpitalnego.
- Nie mam pojęcia przyjacielu, ale na jej miejscu też bym się wkurzył. Twoje dormitorium wyglądało jak pobojowisko, a stado nawalonych ludzi wcale nie polepszało sytuacji.
Malfoy stał jeszcze chwilę, tępo wpatrując się w czarnoskórego, po czym nagle odwrócił się i wyszedł. Całą drogę do dormitorium zastanawiał się jak ma jej to wszystko wytłumaczyć. Jednego był pewien – nie przeprosi. Właściwie to nie czuł nawet wyrzutów sumienia, ale wiedział, że zachował się jak dupek, a przecież do tego była już przyzwyczajona. Wciąż dręczyło go jedno pytanie: Co było powodem jej dzisiejszego wyglądu? Wiedział, że to nie przez niego. Przecież nie stało się nic, czego by już nie przeżyła. Nagle pomyślał o wczorajszym wieczorze. Wyszła z Jacobem. Więc może została na noc u niego? Nieee, niemożliwe. Na pewno poszła do Ginny. Z jednej strony wiedział, że Hermiona ma swoje zasady i nie jest jak wszystkie inne laski, które wskakują gościowi do łóżka na pierwszej randce, jednak martwiło go to, że czarnowłosy coraz bardziej się do niej zbliżał. Bał się, że plan Nowego, może się niebawem ziścić. Był pewien, że jeżeli ten idiota złamie Granger, to ona stanie się już kompletną wariatką. I jak on będzie miał wtedy z nią dzielić dormitorium? Nigdy nie była normalna, ale jeszcze jest w miarę znośna. Co się stanie jak całkowicie straci głowę? Musiał ją uświadomić o drugiej twarzy jej adoratora. Tylko nie mógł wymyślić czegoś, co by przekonało ją w stu procentach. Wiedział, że jak podejdzie i po prostu jej powie, to albo go wyśmieje, albo go zwyzywa. Gdyby tylko miał jakiegoś świadka, który poparłby jego słowa…
- TAK!!! – Nagle wpadł na genialny pomysł. Szybko ruszył do dormitorium, aby zrealizować swój plan.
***
Parę minut później stał pod drzwiami Gryfonki, pukając delikatnie. Nie chciał jeszcze bardziej wyprowadzać jej z równowagi, bo sam miał w tym interes i wiedział, że się to również odbije się na nim.
- Daj mi święty spokój, Malfoy! – usłyszał zza drzwi, jednak postanowił się nie poddawać. Pukał dalej, aż w końcu ujrzał w drzwiach wściekłą Hermionę. Wyglądała dużo lepiej. Zmyła resztki makijażu, które rano tylko szpeciły jej twarz i wzięła kąpiel, co wywnioskował po jeszcze mokrych włosach. Jednak nadal była blada i miała podkrążone oczy.
- Czego chcesz? – Zapytała ze złością.
- Musimy pogadać – odpowiedział jej blondyn, tonem nieprzyjmującym sprzeciwu. Dziewczyna westchnęła ciężko. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Gdy tylko go zobaczyła, od razu przypomniała jej się scena, której była wczoraj świadkiem. Pomimo, że nigdy nie darzyła go żadnymi pozytywnymi emocjami, to teraz dodatkowo czuła obrzydzenie.
- Na pewno pamiętasz sytuację, gdy zastałaś mnie i swojego kochasia pod drzwiami dormitorium w niezbyt przyjaznej sytuacji. Nie chciałem ci powiedzieć, o co poszło, jednak teraz już wiem, że musisz wiedzieć. – Zrobił przerwę na oddech, jednak dziewczyna nie pozwoliła mu dokończyć.
- Nie. Mam to gdzieś, że się nie dogadujecie i cokolwiek byś powiedział i tak ci nie uwierzę – powiedziała i już chciała zatrzasnąć drzwi przed nosem Malfoya, jednak chłopak jej na to nie pozwolił. Szybko postawił nogę w progu drzwi, tym samym krzyżując jej plany.
- Słuchaj mnie. Mam gdzieś ciebie i twojego kochasia, ale muszę z tobą wytrzymać do końca roku, czy tego chce czy nie. Tak, więc twój stan psychiczny musi pozostać chociażby na takim poziomie, na jakim jest teraz, bo nie mam zamiaru mieszkać z kompletną wariatką. I zanim zrobisz coś, czego będziesz później żałowała, zobacz to – powiedział i wyciągnął przed siebie dłoń, na której leżał mały flakonik, wypełniony srebrzystym płynem. Czuł, że sama nie po to nie sięgnie, więc szybko wrzucił jej buteleczkę do kieszeni szlafroka i odszedł.
- Zrób z tym, co chcesz, jednak później nie płacz, kiedy powiem „a nie mówiłem?” – powiedział na odchodne.
- Myślę, że czego bym tam nie znalazła, i tak jest już za późno – odpowiedziała mu po cichu i zatrzasnęła drzwi z hukiem. Chłopak stał jeszcze chwilę, przetwarzając w głowie jej słowa. Jednak po chwili skarcił się w duchu – przecież nic go to nie obchodzi, zrobił co miał zrobić, i tak więcej niż powinien.
Hermiona po zamknięciu drzwi, oparła się o nie czołem, próbując pozbierać myśli. Nie mogła rozszyfrować, jakie zamiary miał Ślizgon, dając jej swoje wspomnienia. Co go to wszystko obchodziło? Przecież to nie jego sprawa. Wsadziła dłoń do kieszeni szlafroka. Poczuła chłodne szkło i wyciągnęła je, oglądając z każdej strony. Co ona miała z tym zrobić? Przecież to niedorzeczne. Spojrzała jeszcze raz nieufnie na flakonik i wsadziła go głęboko do szuflady biurka. Nie chciała już o tym myśleć. Obiecała sobie, że nie będzie więcej rozmyślać nad wczorajszym wieczorem. Zrobiła, co chciała, i nie możesz na nikogo zrzucić winy. Była trzeźwa, wiedziała, co robi. Teraz będzie musiała ponieść konsekwencje nawet, jeżeli miałoby to oznaczać utracenie części swojej dumy. Poradzi sobie. Nie ma już wyjścia.
***
Draco przemierzał korytarze Hogwartu, w celu zdobycia śniadania. Wiedział, że jest za późno, aby cokolwiek w Wielkiej Sali zostało, tak więc kierował się w stronę kuchni. Jego żołądek zaczynam powoli pracować po wczorajszej libacji, więc gdy poczuł zapach bekonu, momentalnie zaburczało mu w brzuchu. Nie musiał nawet prosić o jedzenie, bo gdy tylko skrzaty zobaczyły arystokratę z rodu Malfoy’ów, od razu zaczęły proponować mu różnego rodzaju potrawy. Kiedy blondyn się zdecydował, chwile później jego posiłek został idealnie zapakowany i wręczony prawie na kolanach. Chłopak z zadowoloną miną kierował się z powrotem do swojego dormitorium. Jednak mina mu zrzedła, gdy zza rogu wyszedł Jacob. Malfoy’owi momentalnie podniosło się ciśnienie, gdy zobaczył w jakim humorze jest Nowy.
- Oho! Kogo moje oczy widzą! – krzyknął czarnowłosy z uśmiechem na ustach, podnosząc ręce do góry, jakby witał starego przyjaciela. Jednak kiedy zbliżył się na tyle, że mógł zobaczyć jego oczy, dostrzegł pustkę. Malfoy był pełen podziwu dla jego gry aktorskiej, jednak wiedział, że oczy zawsze zdradzą największe tajemnice. Był zdziwiony, że Granger była na tyle głupia, że się nie zorientowała co ukrywa jego nowy ukochany.
- Czego chcesz? Nie mam zamiaru marnować na ciebie ani minuty – rzucił jadowicie blondyn i ruszył przed siebie.
- Dzięki – usłyszał i momentalnie się zatrzymał. On mu dziękował? Za co? Ciekawość zwyciężyła. Odwrócił się w jego stronę, spoglądając na niego wzrokiem oczekującym wyjaśnienia.
- Dzięki za wczoraj. Przyczyniłeś się do tego, że zrealizowałem swój plan wcześniej, niż zakładałem – uśmiechał się z satysfakcją
- Możesz mi to wytłumaczyć bardziej szczegółowo? – zapytał Ślizgon, starając się ukryć rosnącą wściekłość.
- Kiedy wczoraj wróciliśmy na chwilę do dormitorium, Hermiona zastała cię w jednoznacznej sytuacji, gdy zabawiałeś się z moją koleżanką, Caroline. Tak bardzo ją to zabolało, że w ciągu chwili znaleźliśmy się u mnie i oddała mi wszystko, co miała najcenniejsze. Szybka jest. Gdyby nie to, że sprawiłem jej trochę bólu, pomyślałbym, że to nie pierwszy raz, kiedy wskakuje gościowi do łóżka, chwile po zapoznaniu.
            Malfoy nie wytrzymał. Chwilę później czarnowłosy leżał, zalewając się krwią, a blondyn siedział na nim, cały czas zadając ciosy. Był w amoku. Nawet nie wiedział, czemu to zrobił. Miał gdzieś Granger i to, z kim sypia. Jednak sposób, w jaki Jacob mu o tym powiedział i do tego jeszcze starał się mu wmówić, że on również się do tego przyczynił, przechylił czarę. Nie wiedział ile czasu minęło, zanim ktoś mocnym szarpnięciem postawił go do pionu. Blondyn oddychał ciężko, patrząc z nienawiścią na nieprzytomnego wroga.
- Co ty narobiłeś? Całkowicie postradałeś zmysły?! – usłyszał znajomy głos, który często serwował mu reprymendy. Spojrzał na swojego opiekuna niewidzącym wzrokiem. Czuł się jak w transie i nie mógł dojść do siebie. Widział, jak Snape klęczy przy Jacobie i mruczy pod nosem jakieś zaklęcia.
- Za dziesięć minut widzę cię u mnie w gabinecie – powiedział nauczyciel i za pomocą zaklęcia uniósł nieprzytomne ciało chłopaka, kierując się w stronę skrzydła szpitalnego. Wciąż stał i nie wiedział, co się z nim dzieje. Spojrzał na swoje dłonie, które były całe we krwi, po czym ruszył w kierunku lochów, aby nie podpaść jeszcze bardziej profesorowi. Na szczęście po drodze nie spotkał nikogo. Byłoby mu ciężko się z tego wytłumaczyć. Malfoy dotarł pod drzwi gabinetu. Nie stał długo, gdy zobaczył jak w jego kierunku szybko kroczy Snape, a jego peleryna powiewa za nim złowieszczo. Wszedł do środka i usiadł za biurkiem, patrząc na blondyna oczekująco. Chłopak zaczął powoli wracać do siebie i dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo ma przekichane.
- Czy możesz mi powiedzieć, co to, do cholery jasnej, było? – Powiedział niebezpiecznie spokojnym głosem.
- Myślę, że cokolwiek bym teraz nie powiedział i tak to niczego nie zmieni. – Malfoy wiedział, że nie ma dla niego ratunku, a nie było sensu niepotrzebnie wymyślać jakieś kłamstwa.
- O mały włos go nie zabiłeś! Popsułbyś całą misję! – Snape był już tak wściekły, że wykrzyczał coś, czego nie powinien. Rzadko mu się zdarzało, aby tracił czujność, na rzecz targających go emocji. Wiedział, że chłopak i tak ma się niedługo dowiedzieć, a teraz było już po wszystkim. Nie mógł cofnąć wypowiedzianych słów, a widział jak chłopak podnosi jedną brew. Nie było już odwrotu.
- Będziesz musiał udać się na misję do Szkoły Magii w Ameryce Północnej, a dokładniej w Massachusetts. Nazywa się Ilvermorny. Właśnie stamtąd przybył do nas Jacob i Caroline. Pojedziecie tam w ramach konkursu. Jednak musicie być czujni, ponieważ dyrektor tamtejszej szkoły podejrzewany jest o konspiracyjne spotkania Śmierciożerców. Dowiedzieliśmy się, że planują pomścić Czarnego Pana. Musicie to sprawdzić – powiedział już spokojniejszym głosem. Wiedział, że wymierzanie kary Malfoy’owi i tak nic nie da.
- MY mamy sprawdzić? Czyli kto? – Nie obchodziła go żadna misja. Wiedział, że w tym wszystkim jest jakiś haczyk.
- No jak to, kto? Prefekci Naczelni – powiedział normalnym głosem Mistrz Eliksirów, jakby rozmawiał właśnie o pogodzie.
- Słucham?! Mam tam jechać z Granger?! Czy wy robicie sobie już ze mnie żarty?! Każecie mi z nią mieszkać, a teraz wysyłacie na misję z panią wiem-to-wszystko?!
- Uspokój się, chłopacze, bo nie rozmawiasz ze swoim kolegą. Tak, jedziesz z panną Granger. Ta kwestia została już uzgodniona jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego. Właśnie dlaczego macie wspólne dormitorium i właśnie dlatego zostałeś Prefektem Naczelnym. Chyba nie myślałeś, że za wysokie osiągnięcia w nauce? – powiedział Snape i podniósł brew w geście rozbawienia. Blondyn poczuł się zdradzony i wykorzystany, jednak musiał odłożyć swoją dumę na bok, bo miał jeszcze kilka pytań.
- Dlaczego akurat Granger? Nie mogliście mi dać chociażby Pottera? On jest równie irytujący, ale przynajmniej coś osiągnął – spojrzał z „pod byka” na nauczyciela.
- Zdziwiłbyś się, Draco, ile w sukcesie Pottera jest zasługi panny Granger – powiedział, nie spuszczając z oczu ucznia. Widział, jak chłopakowi rzednie mina. Postanowił jednak nie ciągnąć tego dłużej. – Zamieszkaliście razem, ponieważ dyrektor miał nadzieje, że dzięki temu zakopiecie topór wojenny, co ułatwi wam współpracę, która z kolei jest niezbędna w tej misji. Jednak widzę, że nie dajesz za wygraną i jeszcze bardziej wszystko niszczysz.
- Słucham? Co ja niby zrobiłem?- powiedział Malfoy tonem dziecka, które się nie chce przyznać, że coś zepsuło.
- To zrobiłeś, że chłopak, który przyjechał z podejrzanej szkoły i jest dla nas bardzo ważnym źródłem, wylądował w szpitalu. Przez ciebie.
- Donosi nam? – zapytał niepewnie blondyn. Jeszcze niech Jacob okaże się tym „dobrym”, to już całkowicie straci jakąkolwiek wiarę w ludzkość.
- Nie, mamy wrażenie, że jest odwrotnie. Wynosi informacje, dzięki czemu ich dyrektor może poszerzać swoje kręgi.
- W takim razie, dlaczego zostałem zrugany za czyny, które mogą przysłużyć się naszemu światu? – Zapytał przemądrzałym głosem Draco.
- A dlatego, że złapał bliski kontakt z panną Granger, co umożliwia nam stworzenie pozorów, które z kolei pozwolą uśpić jego czujność – powiedział Snape, tracąc powoli cierpliwość. Mógł ugryźć się w język i to na Dumbledora spadłaby cała odpowiedzialność za wyjaśnienie im wszystkiego.
- Twoja współlokatorka ma jeszcze o niczym nie wiedzieć. Jacob zna się na legilimencji, którą wy niebawem przyswoicie. Na razie lepiej, żeby dziewczyna nie posiadała informacji, które Jacob może z niej wyciągnąć. – Draco pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Kiedy jest ten „konkurs”?- Zapytał chłopak, robią palcami znak nawiasu w powietrzu.
- Wyjedziecie pierwszego listopada, zaraz po Balu Halloween’owym. Nie wymigacie się od obowiązków – powiedział Snape i uśmiechnął się jadowicie. Draco westchnął głośno.
- Co z nim? – chłopak nie musiał wymawiać jego imienia, aby nauczyciel dobrze wiedział o co pyta.
- Nic mu nie będzie. Wyczyściłem mu pamięć, od wczorajszego popołudnia nic nie będzie pamiętał. Pielęgniarce powiedziałem, że wygłupiał się z kolegami i któryś z nich rzucił w niego nieumiejętnie zaklęciem, co spowodowało zanik pamięci. A teraz do widzenia – powiedział szybko Snape, jakby recytował jakąś definicję. Machnął jeszcze różdżką w stronę ucznia i w jednej chwili wszystko znaki niedawnej bójki, na rękach i ubraniu Malfoya, zniknęły. Wyszedł powoli z gabinetu, owładnięty swoimi myślami. Nie zjadł śniadania, zbliżała się pora obiadowa, jednak wcale nie miał ochoty na jedzenie. Udał się prosto do dormitorium, przemyśleć całą sytuację.
***
Hermiona czuła cały dzień wewnętrzny niepokój, jednak nie mogła zlokalizować jego przyczyny. Wracała właśnie z kolacji, gdy zza rogu wyszła Ginny.
- Hermi! Dobrze, że cię widzę! Co się stało Jacobowi? – zapytała z troską ruda, jednak gdy zobaczyła zdziwienie na twarzy przyjaciółki, momentalnie zrozumiała, że nikt jej wcześniej nie powiadomił. – Oh! Przepraszam! Słyszałam jak McGonagall przed chwilą mówiła o tym innemu nauczycielowi.
- Muszę iść – powiedziała cicho, wymijając Ginny i kierując się w stronę skrzydła szpitalnego. Miała mętlik w głowie, kompletnie nie wiedziała czego ma się spodziewać. Co mogło mu się stać? Kiedy znalazła się pod drzwiami, wzięła trzy głębokie wdechy i weszła do środka. Wszystkie łóżka były wolne, oprócz jednego, które było zasłonięte parawanem. Słońce intensywnie zaglądało do pomieszczenia, przez co rzucało cień na zasłonę. Hermiona mogła zauważyć, jak ktoś pochyla się nad pacjentem, leżącym w łóżku. Podeszła do niego powoli, czując, że jej oddech nie jest taki, jaki powinien. Nagle zza parawanu wychylił się dyrektor i uśmiechnął się do niej serdecznie.
- Dzień dobry, panno Ganger. Miło, że jesteś. Jacob na pewno się ucieszy – powiedział z uśmiechem na ustach. Położył jej dłoń na plecach, dając jej znak aby się odwróciła i powiedział do niej cicho:
- Miał nieprzyjemny poranek. Nikt nie wie do końca co się wydarzyło, ale obrażenia sugerują upadek i uderzenie w głowę. Spowodowało to lekką utratę pamięci, więc proszę, bądź ostrożna – uśmiechnął się do niej krzepiąco i skierował się do wyjścia, zostawiając ją samą, zdezorientowaną.
Dziewczyna stała, wpatrując się w drzwi, za którymi przed chwilą zniknął dyrektor i zastanawiała się jak wiele wspomnień utracił Jacob i czy pamięta cokolwiek z poprzedniej nocy. Podeszła do niego powoli. Wyglądał jakby spał. Jednak kiedy Gryfonka dotknęła jego dłoni, momentalnie otworzył oczy.
- Oh, Hermiono, jesteś – powiedział powoli, próbując się uśmiechnąć, jednak na jego twarzy zagościł tylko grymas bólu.
- Jak się czujesz? – Dziewczyna nie wiedziała do końca co ma powiedzieć. Był lekko spłoszona, mając cały czas przed oczami wczorajszy wieczór, a nie udało jej się z nim porozmawiać na ten temat. Wymknęła się nad ranem, przez co miała wyrzuty sumienia.
- Chyba dobrze
- Czy… czy pamiętasz cokolwiek z wczoraj? – Doszła do wniosku, że musi zapytać wprost, inaczej nie będzie mogła prowadzić z nim normalnej rozmowy.
- Niestety… Ostatnie co pamiętam to ciebie, w tej boskiej czerwonej sukience, kiedy wyszłaś ze swojej sypialni – powiedział z błyskiem w oku, odtwarzając w pamięci ten moment – cała reszta to czarna dziura. Nagle się obudziłem i okazało się, że jestem w szpitalu. Nie pamiętam nawet jak doszło do wypadku.
Hermiona poczuła ulgę i uśmiechnęła się do niego. Jednak po chwili zdała sobie sprawa, że to nie odpowiednia sytuacja, aby okazywać radość.
- Słyszałam, że upadłeś i uderzyłeś się w głowę, co spowodowało zanik pamięci – powiedziała swoim głosem Wszystkowiedzącej, podnosząc podbródek do góry, aby nie zauważył, że cała sytuacja jest jej na rękę. Przez chwilę przeszło jej przez głowę, że to nie mógł być zbieg okoliczności.
- Taaak, też tak słyszałem. Powiedz mi, co straciłem z poprzedniego wieczoru?
- Tak w zasadzie to nic szczególnego. Byliśmy na kolacji, spędziliśmy miło czas, a później odprowadziłeś mnie do dormitorium – powiedziała i pogratulowała sobie w duchu, że udało jej się nawet nie zająknąć. Rzadko kłamała, bo wiedziała, że jej głos i tak zawsze ją zdradzi.
- To jednak straciłem bardzo dużo. Pewnie nikt nie mógł spuścić z Ciebie wzroku. Pięknie wyglądałaś w tej sukience – powiedział, uśmiechając się do niej, mrużąc oczy jak kot. Dziewczyna jak na zawołanie oblała się rumieńcem. Przypomniało jej się, jak rano zbierała z podłogi tą nieszczęsną sukienkę.
- Cieszę się, że czujesz się lepiej. Muszę już niestety uciekać, pani Pomfrey już nerwowo na mnie zerka.
- Nie pożegnasz się ze mną? – zapytał smutnym głosem, gdy zauważył, że Hermiona zaczyna powoli ruszać w kierunku drzwi. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego sztucznie, jednak tego nie zauważył. Nachyliła się nad nim i pocałowała go delikatnie w policzek. Nagle uderzył ją zapach perfum, których dziś rano próbowała się pozbyć pod prysznicem.
- Zdrowiej – powiedziała na odchodne i pomachała mu na pożegnanie.
***
Gryfonka postanowiła całą sobotę poświęcić na naukę. Miała nadzieję, że pomoże jej to choć na chwilę zapomnieć o beznadziejnej sytuacji, w której się znajduje. Czemu jej nikt nie może wyczyścić pamięci? Uciekając do biblioteki miała również nadzieję ukryć się przed Malfoyem. Kiedy usiadła przy swoim ulubionym biurku i poczuła zapach pergaminów, mimowolnie się uśmiechnęła. Teraz czuła się sobą. Już po chwili zniknęły jej wszystkie troski, gdy tylko zabrała się do pracy i zatopiła myśli między stronami wielkiego tomiska.
            Gdy postawiła kropkę po ostatnim zdaniu eseju, spojrzała na zegarek. Idealnie w czasie. Miała pół godziny na przebranie i dotarcie na kolację. Zbierając książki i pergaminy, uśmiech nie schodził z jej twarzy. Czuła się spełniona. Pół godziny później siedziała już w Wielkiej Sali, nakładając sobie na talerz posiłek.
- Hermi, jak przygotowania do balu? – Zapytał Harry, popijając herbatę.
- Jeszcze nie zaczęliśmy, ale w poniedziałek mamy pierwsze spotkanie
- Jak Jacob? – zapytała nagle Ginny. Hermiona miała nadzieje, że uniknie tego tematu przy chłopakach. Jednak wieści na pewno już do nich dotarły, bo nie byli zdziwieni pytaniem rudej.
- Już dobrze, wyleczyli go, jednak nie mogą przywrócić mu pamięci. – powiedziała, starając się ukryć wszystkie emocje, jakie nią targały, gdy myślała o czarnowłosym. Wsadziła duży kęs do ust, mając nadzieje, że przyjaciółka wyczuje niezręczną sytuację i odpuści.
Ginny jeszcze chwilę wpatrywała się w brązowowłosą, jednak po chwili zaczęła rozmowę z koleżanką z jej roku o poniedziałkowych zajęciach. Hermiona poczuła ulgę. Szybko skończyła kolację i udała się do dormitorium. Miała plan posiedzieć dzisiaj przed kominkiem i przeczytać od dawna niedokończoną książkę. Była niemal pewna, że nie spotka Malfoy’a, ponieważ podejrzewała, że sobotę spędzi ze swoimi kolegami w Domu Węża. Kiedy przekroczyła próg drzwi, poczuła ulgę. Nikogo nie było. Cały czas uśmiechając się, zabrała szlafrok i udała się do łazienki, aby wziąć odprężającą kąpiel. Leżała w wodzie tak długo, że pomarszczyły jej się całe stopy i dłonie, a woda była już zbyt zimna. Wytarła się dokładnie i opatuliła ciepłym szlafrokiem. Nucąc coś pod nosem, wyszła z łazienki i ujrzała Malfoy’a, nalewającego sobie alkohol do szklanki.
- Uuu, Granger, znów paradujesz przede mną w szlafroku? Tylko tym razem się o nic nie zahacz – powiedział seksownym głosem, puścił jej oczko i upił część zawartości szklanki.
W oczach dziewczyny pojawiły się iskry złości. Wzięła głęboki oddech i zapytała:
- Nie wybierasz się może do swojej blondyny? Miałam nadzieję na święty spokój przed kominkiem. – Uśmiechnęła się do niego szyderczo.
- Hm, dobry pomysł. Zaraz do niej pójdę. Ciekawe jak się czuje po wczorajszym wieczorze – odpowiedział z ironicznym uśmiechem, nie spuszczając z niej wzroku i czekając na jakąkolwiek oznakę zazdrości. Dzieliło ich parę metrów, jednak mógł dostrzec jak jedna kropla spadła z jej jeszcze mokrych włosów na dekolt i po chwili ześlizgnęła się niżej, gdzie dla blondyna nie było dostępu.
Dziewczyna nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Spojrzała gniewnie na współlokatora i szybko zamknęła się w pokoju. Nie spiesząc się, zdjęła szlafrok i założyła ciepłą piżamę. Zabrała książkę z biurka i udała się do salonu. Ucieszyła się, gdy zorientowała się, że Malfoy odkleił się od barku i gdzieś zniknął. Usiadła na kanapie, wyłożyła nogi na fotelu i przykryła się kocem. Jednym ruchem różdżki rozpaliła ogień w kominku. Dumna ze swojego dzieła, cały czas się uśmiechając, otworzyła książkę i zatopiła się w świecie powieści.
- Wow, nie miałaś bardziej aseksualnej piżamki? – Nagle Hermiona zdała sobie sprawę, że stoi nad nią znienawidzony współlokator. Miała nadzieję, że dzisiaj się już z nim nie zobaczy.
- Nie twoja sprawa – powiedziała po chwili. Zaskoczył ją i musiała dojść do siebie. Poczuła intensywny zapach perfum. Czyli jednak gdzieś wychodzi.
- Wychodzę. Bądź grzeczna i nie zdemoluj nam gniazdka – powiedział, serwując jej jeden z najlepszych uśmiechów, jakie miał w repertuarze. Odwrócił się, zmierzając do wyjścia, jednak poczuł, że coś odbiło się od jego pleców. Odwrócił się i niedaleko swoich stóp ujrzał poduszkę, która przed chwilą leżała na kanapie, obok dziewczyny.
- Serio, Granger? Mogłaś się chociaż wysilić i rzucić mnie, nie wiem, hm… Chociażby książką. – powiedział, siląc się na powagę, jednak kąciki jego ust lekko drżały.
- Wal się, Malfoy. – powiedziała Hermiona, jednak chłopak już tego nie usłyszał. Siedziała i wpatrywała się ślepo w ogień. Dlaczego użył aż tyle perfum? Ten zapach w ogóle nie wietrzeje! Czyżby naprawdę poszedł do Caroline? Sama przecież podsunęła mu ten pomysł. Kiedy zorientowała się o czym myśli, zezłościła się na siebie. Co ją to obchodzi? Chwilę jej zajęło, zanim znów powróciła do lektury.
Obudził ją dźwięk otwieranego wejścia do dormitorium. Patrzyła w stronę dziury, jednak nikogo tam nie ujrzała. Zdziwiona i lekko wystraszona, podniosła się do pozycji siedzącej. Po chwili jednak ujrzała Malfoy’a, który ledwo przebierał nogami. „O nie”, pomyślała i postanowiła się ewakuować. Powoli podniosła z podłogi książkę i na palcach ruszyła w kierunku sypialni, widząc, że blondyn stoi oparty o ścianę, zbierając siły na kolejne kilka kroków. Odetchnęła w duchu, że chłopak jest na tyle pijany, że jej nie zauważył. Już miała przekroczyć próg drzwi, gdy usłyszała:
- Widziałaś moje myśli? – zapytał, bełkocąc, przez co Hermiona ledwo go zrozumiała.
- Nie – powiedziała stanowczo. Nie chciała ich widzieć i starała się o tym nie myśleć. Mogła się ich po prostu pozbyć, aby nie mąciły jej w głowie, jednak bała się, że będzie tego żałować.
- To zrób to, zanim nie jest za późno
- Dzięki za cenną radę, jednak sama uznam, co dla mnie znaczy za późno – powiedziała dumnym głosem i zamknęła się w sypialni.

Tej nocy nie spała dobrze. Nieustannie myślała o słowach Malfoy’a, o małym flakoniku w jej szufladzie, o Jacobie i o wszystkim, co zdarzyło się w ciągu doby.


***

Ze sporym opóźnieniem dodaję post, z którego nie jestem do końca zadowolona. 
Czekam na wasze opinie. :) 
Dodatkowo, jeżeli macie jakiekolwiek pytania, odnośnie bloga albo autorki, zapraszam Was na aska :) link podany po lewej stronie bloga.

Buziaki!