Hermiona
siedziała przy stole w Wielkiej Sali i przeglądała rozkład obowiązków.
Zastanawiała się jak ma pogodzić natłok nauki ze zbliżającą się organizacją
balu. Z rozmyślać wyrwał ją lekki szturchaniec w bok. Nieobecnym wzrokiem
spojrzała na sprawcę.
- To jak?
Zaczynamy dzisiaj wycieczkę? – Jacob uśmiechnął się do niej i wziął łyk
herbaty. Na zebraniu dowiedzieli się, że osoby, które wylosowali zostaną
przydzielone do ich domów aby nadać porządek planowanym lekcjom. Czarnowłosy
siedział teraz dumnie między Harrym a Hermioną z lwem na piersi. Dziewczyna
uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
- Myślę, że
dziś jest zbyt późno na zwiedzanie zamku, ale mogę pokazać ci błonia i piękny
zachód słońca nad jeziorem.
- Oh, jak
romantycznie! – wtrącił się Harry. – Za to ja mogę jutro pokazać ci naszą
drużynę Quidditcha, akurat będziemy mieli trening. Grasz?
- Tak,
grałem u siebie w szkole. Byłem kapitanem. – powiedział dumnie niebieskooki
- To co,
idziemy? – zapytała Hermiona, spoglądając na Jacoba.
- Zwarty i
gotowy. Chodźmy!
Para
spacerowała już od godziny, aż w końcu zdecydowali przysiąść na mostku nad
jeziorem. Był początek września, wciąż trwało lato, a temperatura wieczorami
nie spadała poniżej dwudziestu stopni. Hermiona zdjęła buty i włożyła stopy do
wody. Dziewczyna była pewna, że chłopak tak samo jest piękny jak i zarozumiały.
Jednak okazało się całkowicie inaczej. Okazał się bardzo dobrym słuchaczem jak
i potrafił bardzo ciekawie opowiadać. Brązowowłosa cały czas myślała o tym, że
chłopak zaraz powie cos głupiego, ukaże jakaś cechę, za którą dziewczyna
skreśli go na całej linii, jednak tak się nie stało. Jakob był po prostu
idealny. Inteligentny, zaradny, zabawny, a w dodatku twierdził, że umie
gotować. Był pewny siebie, lecz także skromny. Opowiadał właśnie Hermionie o
swojej rodzinie, gdy słońce było akurat w miejscu, w którym wielu artystów
uważało za najpiękniejsze i uwieczniało je na swoich dziełach.
- Jesteś
idealny – powiedziała brązowooka i spojrzała na niego przyjaźnie.
- Ciężko
nie zauważyć, że stwierdzasz fakt. Nie jesteś jak inne dziewczyny. Niełatwo cię
zauroczyć. – powiedział trochę zawiedziony
- To
prawda, czuję się inna. Jednak nie czuję także dumy z tego powodu.
- Dlaczego?
– zapytał wyraźnie zaciekawiony
- Większość
dziewczyn, które znam, są pełne radości. Mam wrażenie, że nie mają żadnych
problemów, a ich jedynym zmartwieniem jest czy ten przystojniak, do którego
wzdychają, zaprosi je na randkę.
- Masz
starą duszę, Hermiono. Ale to dobrze. Widać, że jesteś bardzo wrażliwa. Jesteś
inna i to się zauważa. Jesteś jedyna w swoim rodzaju. Kiedy cię wczoraj
zobaczyłem, nie mogłem oderwać od ciebie wzroku. Masz coś w sobie. A kiedy się
uśmiechnęłaś… Musiałem podejść. To było silniejsze ode mnie. A dziś, kiedy wylosowałaś
moje nazwisko… Wiedziałem już, że to przeznaczenie. – powiedział i spojrzał jej
głęboko w oczy. Hermiona poczuła, że mogłaby utonąć w tym błękicie jego
tęczówek, jednak rozum podpowiadał jej coś innego.
- Chodźmy
już, zaraz zrobi się ciemno a za godzinę zaczynają się patrole. To, że jestem
prefektem wcale nas nie uratuje. – powiedziała z nadzieją, że ochłodzi trochę
jego zapał.
- Co tylko
powiesz, królowo – powiedział żartem, jednak dało się usłyszeć w jego głosie
zawód.
Całą drogę
do dormitorium Hermiony nie odezwali się do siebie ani słowem. Czuli, że
wszystko zostało już powiedziane. Jacob uparł się odprowadzić dziewczynę pod
same drzwi. Kiedy dotarli na miejsce, stali jeszcze chwilę patrząc się na
siebie i szukając jakby słów pożegnania. Nagle chłopak złapał ją delikatnie za
rękę i przybliżył się do niej. Brązowowłosa poczuła dziwny uścisk w brzuchu.
Ostatni raz patrzył tak na nią Ron, dzień przed rozstaniem. Jednak nie stał
przed nią teraz jej rudy przyjaciel, tylko czarnowłosy przystojniak, którego
źrenice prawie całkowicie przykryły niebieskie tęczówki. Zbliżał się do niej
coraz bardziej, a drugą ręką odgarnął jej włosy i pogłaskał ją lekko po
policzku. Czuła już jego oddech na ustach i przełknęła ślinę. Pocałuje ją.
Czuła to. Dotarło do niej, że co jej szkodzi. Może czas najwyższy pójść z
prądem, zamiast ciągle zastanawiać się co by było gdyby. Rozszerzyła delikatnie
usta, dając mu znak, że może to zrobić. Nagle usłyszała głośne chrząknięcie.
Oboje odskoczyli od siebie jak poparzeni, a Hermionę zalał gorący rumieniec.
- Oh,
przeszkodziłem wam? Chciałem wejść tylko do pokoju, ale niestety
zatarasowaliście całe przejście. – powiedział niewinnie Draco, podszedł bliżej
i wysunął rękę w stronę Jacoba.
- Draco
Malfoy.
- Jacob
Hall. Jesteś ze Slytherinu, prawda? Jesteś opiekunem mojej koleżanki z
poprzedniej szkoły. – uśmiechnął się przyjaźnie do nowo poznanego kolegi.
- Taaaak,
Caroline. Bardzo… Ciekawa. Tak to odpowiednie słowo. Ciekawa dziewczyna. –
powiedział Ślizgon, uśmiechając się nadal niewinnie.
Hermiona
patrzyła z boku na to przedstawienie. Byli całkowicie różni. Czarny i biały.
Jeden i drugi nieziemsko przystojni i …
- Muszę już
lecieć. Pa. – powiedziała szybko i zniknęła za portretem. Oparła się o ścianę i
oddychała szybko. Rozejrzała się po pokoju i dostrzegła barek. Tak, Dumbledore
zadbał, aby niczego im nie brakowało. Podeszła do niego, znalazła szklankę i
nalała sobie niewielką ilość Ognistej Whisky. Wypiła jednym tchem i dolała
sobie, aż zapełniła naczynie po brzegi. Usiadła na kanapie i spojrzała na kominek.
Jednym ruchem różdżki rozpaliła ogień. Poczuła błogie ciepło. Ogień ogrzewał ją
od zewnątrz a whisky od wewnątrz. Nagle usłyszała, że ktoś wszedł do środka.
Wiedziała kto to, dlatego nawet nie uraczyła go spojrzeniem. Usłyszała jak
wyciąga szklankę i nalewa coś do niej. Miała nadzieję, że nie zachce mu się
przesiadywania przed kominkiem, a tym samym oszczędzi im kłótni. Jednak
nadzieja matką głupich. Podszedł powoli do kanapy i usiadł w najdalszym miejscu,
jakie było możliwe. Nic nie powiedział. Nie odzywali się do siebie przez
dwadzieścia minut. Hermiona cieszyła się z tej sytuacji, a nawet wcale nie
przeszkadzało jej siedzenie w towarzystwie Ślizgona. Wiedziała, że muszą się do
siebie przyzwyczaić, bo czekało ich wiele wspólnych obowiązków. Dziewczyna
wzięła ostatni łyk i wstała. Podeszła do barku, oczyściła szklankę zaklęciem i
odłożyła na miejsce. Ruszyła powoli w kierunku sypialni.
- Nie wiem
co on w tobie widzi, Granger. Jesteś nudna i zarozumiała. Mam nadzieję, że
szybko przejrzy na oczy. – wysyczał Malfoy z nienawiścią, lecz nie uraczył jej
nawet spojrzeniem. Cały czar prysł. Hermiona miała złudną nadzieje, że te
wspólne parę minut bez kłótni to długa droga do zakopania toporu wojennego,
jednak poczuła zawód. Po raz kolejny.
- To czy jestem nudna i zarozumiała nie powinno
cię ani trochę obchodzić. Widocznie są to cechy, które mu nie przeszkadzają.
Dobrze, że sam nie starasz się poznać swoich panienek, bo dopiero wtedy
poczułbyś rozczarowanie. Dobranoc. – powiedziała grzecznie, udając, że jego
słowa jej nie zabolały. Wiedziała, że wiele osób widzi ją tak samo jak blondyn
i wcale do tej pory jej jakoś szczególnie to nie obchodziło. Miała w życiu inne
priorytety. Jednak w ustach Malfoya zabrzmiało to jak straszna obelga i tak
samo się poczuła. Ognista zrobiła swoje i dziewczyna po wejściu do sypialni
zabrała swoją piżamę i udając się do łazienki miała zamiar dodać jeszcze parę
słów wrogowi, jednak zorientowała się, że Pokój Wspólny jest już pusty. Szybko
się zmył, pomyślała z roztargnieniem i szybko skierowała się w stronę wanny.
Był piękny
dzień i większość uczniów spędzała popołudnie na błoniach korzystając z
ostatnich podrygów lata. Kilkoro uczniów postanowiło nawet spożytkować ostatnie
chwile na pływanie w jeszcze ciepłej wodzie jeziora. Jednak brązowowłosa
Gryfona spędzała ten czas inaczej. Siedziała pochylona nad wielkim tomiszczem
przy najgłębiej osadzonej ławce w bibliotece. Robiła notatki, starając się nie
myśleć o nadchodzącym spotkaniu, którego nadchodziło wielkimi krokami. Cały
dzień próbowała unikać Jacoba, bo wiedziała, że czarnowłosy będzie oczekiwał od
niej wyjaśnień. Sama nie potrafiła ułożyć sobie tego w głowie, a co dopiero
delikatnie wytłumaczyć całą sytuacje chłopakowi, tak, aby nie zranić jego
uczuć. Chciała się z nim przyjaźnić, jak najbardziej. Jednak czuła, że nowo
poznany kolega ma co do niej inne zamiary. Ciągle przed oczami miała wczorajszą
sytuację, jego twarz tak blisko jej twarzy. I twarz Malfoya, kiedy nakrył ich w
tym niezręcznym momencie. Hermiona szybko pokręciła głową, jak by chciała
pozbyć się tej natarczywej myśli. Zawiesiła się na chwilę i spojrzała w stronę
okna. Koniec tego, musi to wyjaśnić. Zamknęła z łoskotem grubą księgę i
spakowała swoje rzeczy. Chwilę później szła już w nieznanym sobie kierunku, mając
nadzieję, że po prostu spotka kogoś po drodze, kto podpowie gdzie znajdzie
obiekt swoich rozmyślań. Szła szybko, jednak postanowiła spojrzeń na zegarek.
Za godzinę miała rozpocząć się kolacja, więc stwierdziła, że najlepszym
pomysłem będzie, jeżeli najpierw zostawi swoją torbę, a na kolacji na pewno spotka
Jacoba. Weszła szybko do Pokoju Wspólnego z pewnością, że o tej godzinie nie
spotka swojego wroga. Jaki wielkie było jej rozczarowanie… Spojrzała zaskoczona
w stronę kanapy, gdzie zza oparcia dojrzała blond czuprynę. Siedział w bezruchu
i patrzył na ogień. Zastanawiała się co kłębi się w jego głowie, że potrafi tak
godzinami tylko siedzieć i patrzeć. Była pewna, że nadal nie otrząsnął się z
sytuacji, którą spowodowała wojna. Wiedziała, że jego ojciec siedzi w
Azkabanie, a matka ukrywa się gdzieś na drugim końcu świata. Zastanawiała się
jednak czym przekonał dyrektora, że ten przyjął go pod swoje skrzydła i
pozwolił wrócić Ślizgonowi do Hogwartu, nie bojąc się, że pozabija pół szkoły.
Był Śmierciożercą. Dziewczyna wiedziała, że mimo ich wielu kłótni, podczas
których tak naprawdę nigdy nie zrobił jej wielkiej krzywdy fizycznej, nie mogła
być do końca pewna swojego bezpieczeństwa w jego towarzystwie. Dotarło właśnie
do niej, że on nigdy jej nie dotknął. Nigdy. Był tak obrzydzony jej nieczystą
krwią, że przy każdej okazji przypominał jej o mugolskim pochodzeniu. Jednak
dziewczyna nigdy nie czuła się przez to gorsza, wręcz przeciwnie, ponieważ
miała najwspanialszych rodziców jakich mogła sobie wymarzyć. To oni nauczyli
jej miłości i przyjaźni oraz szacunku do innych, nieważne skąd by pochodzili. W
rodzinie Malfoyów podstawą wychowania była kara i wpajanie nienawiści. Teraz
jak o tym myślała, zrobiło jej się nawet żal. Żal chłopca, który zamiast bawić
się z innymi dziećmi, był traktowany jak dorosły. Chłopca, który rzadko kiedy
widział uśmiech dobroci, uśmiech przyjaźni.
- Będziesz
tak stała i się na mnie gapiła? Jesteś naprawdę walnięta – powiedział nagle
blondyn ironicznym głosem blondyn, nie racząc nawet spojrzeniem Hermiony.
Dziewczyna nagle otrząsnęła się ze swojego zamyślenia i przybrała na twarz
maskę. Zawsze tak robiła, kiedy widziała w pobliżu Malfoya. Wiedziała, że każdy
gest, każdy ruch na jej twarzy, zdradzający, że zabolały ją jego słowa,
spowoduje, że chłopak urośnie w siłę i będzie dla niej jeszcze bardziej wredny
i opryskliwy. Wiedziała, że jej nie widzi, jednak robił to już mechanicznie.
Blondyn wyzwalał w niej uczucia, których nawet nie była świadoma. Nie miała
pojęcia, że można aż tak kogoś nienawidzić. Za każdym razem, kiedy do niej
mówił, czuła jak jej całe ciało drętwieje i się napręża. Czuła każdy mięsień,
który przygotowywał się walki. Wzięła głęboki oddech. To tylko niecały już
miesiąc.
- A ty
znowu zlewasz smutki? Jeszcze trochę to zaczniesz pić przed śniadaniem –
odcięła mu się Gryfonka jadowitym tonem, aby ani trochę nie zabrzmiało jak
troska. Szybko poszła do swojej sypialni tak, aby Malfoy nie zdążył już nic
odpowiedzieć i zamknęła za sobą drzwi. Rzuciła torbę w nogach łóżka i rzuciła
się na nie zakrywając twarz poduszką. Dlaczego ona? Dlaczego dyrektor jej to
zrobił? Czym sobie zasłużyła? Postanowiła się jednak wziąć w garść. Nie zdążyła
się podnieść z łóżka jak usłyszała ciche pukanie w okno. Spojrzała szybko w
jego stronę i zobaczyła białą sówkę stojącą na parapecie. Wiedziała, kim jest właścicielka.
Szybko podeszła, otworzyła okno tak, aby mogła zdjąć mały liścik przywiązany do
nóżki ptaka, ten jednak nadal pozostał na swoim miejscu. Hermiona odwiązując
małe zwiniątko, podeszła do łóżka i usiadła.
„Hermi!
Co sądzisz
o małym wypadzie do Hogsmeade?
Lavender
mówiła, że jej znajomy robi domówkę i chce wziąć nas ze sobą!
Nie daj się
namawiać, proszę.
Jeżeli się
zgadzasz, odeślij sówkę jak najprędzej. O 19 zbiórka przy Sali Wejściowej. Na
miejscu coś zjemy.
Ubierz się
ładnie!
Twoja
przyjaciółka,
Ginny”
Hermiona
westchnęła. Pomyślała, że właściwie dwie godziny w gronie nie nienawidzących
jej znajomych dobrze jej zrobią. Szybko wyciągnęła kawałek pergaminu i odpisała
przyjaciółce, że się pojawi. Przywiązała kawałek kartki do nóżki ptaka, a ten
chwilę później odleciał. Dziewczyna stała jeszcze chwilę przy oknie i patrzyła jak
sowa po chwili znika za zakrętem. Westchnęła po raz ostatni i otworzyła swoją
szafę. Co ja mam ubrać? – pomyślała i złapała się za głowę. Jej garderoba
składała się głownie ze spodni, koszulek na krótki rękaw i wielkich swetrów,
oczywiście nie zapominając o mundurkach szkolnych. Chwilę później przypomniała
sobie, że rok temu na urodziny dostała od Ginny „małą czarną” i jak to ujęła
przyjaciółka „mam nadzieje, że nastanie ten dzień, kiedy cię w niej zobaczę”.
Nastał ten dzień. Hermiona czuła się maksymalnie zdesperowana, tym bardziej, że
przyjaciółka zaznaczyła w liście, że jej codzienny look raczej się nie nadaje. Znalazła
także czarne szpilki, które kupiła kiedyś na wesele przyjaciółki, a jej mama
zawsze powtarzała, że każda kobieta powinna mieć takie obuwie w swojej garderobie.
Rozejrzała się po pokoju i usiadła przy swojej toaletce. Jej asortyment
kosmetyczny nie był nawet porównywalnie bogaty do kosmetyczek jej koleżanek.
Jednak wiedziała, że z tego co posiada, uda jej się zrobić nienaganny makijaż. Kiedy
skończyła, uśmiechnęła się do siebie w lustrze. Siniaki, które nosiła od paru
miesięcy pod oczami zniknęły, oczy przybrały jeszcze bardziej koci wyraz. Ubrała
się szybko i rozpuściła włosy, ponieważ czuła, że jej lwia fryzura zasłoni
chociaż trochę odkryte ramiona. Po raz kolejny uśmiechnęła się sama do siebie i
spojrzała na zegarek. Zostało jej dwadzieścia minut. Idealnie, aby wypić parę
łyków whisky dojść w tych butach na miejsce spotkania. Złapała za klamkę,
otworzyła drzwi na rozcież, zrobiła dwa kroki i dostrzegła swojego
znienawidzonego wroga stojącego przy barku i wlepiającego w nią wielkie oczy. Szklanka,
z której pił, zatrzymała się w połowie drogi do ust. Przez chwilę Malfoy nie
wiedział kto tak właściwie wyszedł z pokoju tej szlamowatej kujonicy. Chwilę
później dojrzał w niej Gryfonkę i zrobił jeszcze większe oczy. Jak to możliwe, żeby
ta mała, wredna szlama mogła tak wyglądać? Stał jak skamieniały i nie mógł
nawet zamrugać. Tak bardzo jej nienawidził, że nie mógł dopuścić do siebie
myśli, że to co widzi, może mu się podobać. Jednak Hermiona, pomimo szoku,
który był spowodowany tym, że blondyn już zszedł na kolację, szybko się
otrząsnęła.
- I na co
się tak lampisz? – powiedziała z pogardą i spojrzała na niego wyzywająco
- Jestem
pełen podziwu, że posiadasz nogi – wysapał, starając się wrócić do swojego
sarkastycznego głosu. Jednak pomyślał, że ona rzeczywiście ma nogi. Piękne,
długie, szczupłe nogi, które nosiły ślady wakacyjnego przesiadywania na słońcu.
Jej sukienka kończyła się w połowie uda, co nie dawało widzowi popisać się
wyobraźnią.
Hermiona
była gotowa do konfrontacji ze swoim odwiecznym wrogiem i zajęło jej chwilę, zanim
dotarło do niej, że Malfoy doznał najzwyklejszego szoku na jej widok.
Postanowiła wykorzystać tą nietuzinkową sytuację i zrobiła co w jej mocy, aby
podejść do barku w sposób najbardziej uwydatniający jej walory. Wyminęła
chłopaka i stanęła za jego plecami. Blondyn nie spuszczając z niej wzroku,
szybko się za nią odwrócił. Musiała się delikatnie pochylić, aby wyciągnąć szklankę
z dolnej półki. Stalowe oczy Dracona utkwiły w miejscu, gdzie w zasadzie w
normalnych warunkach prędzej wolałby włożyć całą twarz do pojemnika z kwasem,
niż lustrować tyły panny Granger. Jednak to co właśnie widział bardzo mu się
spodobało. Sukienka Hermiony jeszcze bardziej opięła się na jej biodrach i
idealnie można było dostrzec zarys jej dość skąpej bielizny. Zrobiła sobie
drinka i włożyła do niego słomkę. Pociągnęła z niej mały łyk. Blondyn nie potrafił
spuścić wzroku z ust Gryfonki. W sposób jaki obejmowała ten kawałek rurki, był…
- Ah, dobre
– powiedziała cicho dziewczyna, jak by sama do siebie i nie zwracając uwagi na
młodego mężczyznę, który przez cały czas pożerał ją wzrokiem, podeszła powoli
do fotela skierowanego w stronę Ślizgona i usiadła na nim. Założyła z gracją
nogę na nogę, pociągnęła jeszcze parę łyków swojego specyfiku i spojrzała w
stronę Malfoya kocim wzrokiem, jakby dopiero teraz zauważyła jego obecność.
- Hm?
Mówiłeś coś? – Gryfonka podniosła pytająco jedną brew
Młody
mężczyzna przełknął głośno ślinę. Co się z nim działo? Nie mógł uwierzyć, że aż
tak zatkało go na widok zazwyczaj aseksualnej współlokatorki. Pomyślał, że
powodem jego chwilowego zamroczenia i ślinienia się na widok wroga, jest coraz
bardziej wydłużający się okres celibatu. Musiał to naprawić, jednak aktualnie
postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i wyjść z tej niezręcznej sytuacji z
godnością. Odchrząknął cicho, bo poczuł, że pomimo wypitej przed chwilą whisky,
ma sucho w gardle. Szybko otrząsnął się z szoku i znów przybrał ironiczny
uśmiech.
- Randka?
Kto by pomyślał, że naszą szlamowatą ofiarą ktoś mógłby się zainteresować – powiedział
najbardziej oschłym i ironicznym głosem na jaki było go w tej chwili stać
- Nie będę
ci się tłumaczyła gdzie wychodzę – odpowiedziała szybko, odrzuciła włosy do
tyłu i podeszła z powrotem do barku. Wyczyściła szklankę szybkim ruchem różdżki
i schowała naczynie na miejsce. Spojrzała mu na pożegnanie z nienawiścią w oczy
i ruszyła w stronę drzwi.
- Nie tak
szybko – powiedział Malfoy i w ułamku sekundy znalazł się przed dziewczyną,
która konsekwencji zachwiała się niebezpiecznie na obcasach i zrobiła krok w
tył. Chłopak nie pozwolił jej daleko odejść.
- Nie za
bardzo rozumiem, jak mogłaś pomyśleć, że interesuje mnie cokolwiek związanego z
tobą – powiedział cicho, głosem seryjnego mordercy, robiąc krok do przodu.
Hermiona znów się zachwiała, ponieważ czuła, że twarz blondyna coraz bardziej
przekracza jej osobistą granicę. Nagle na plecach poczuła ścianę. Koniec
ucieczki. W stalowych oczach chłopaka zobaczyła nieznany jej błysk. Poczuła
strach, który powoli zaczął ją paraliżować. Postanowiła jednak nie dać
Malfoyowi wygrać i spojrzała mu buntowniczo w oczy. Ten gest wyzwolił w nim
jeszcze większe pokłady siły na podręczenie wkurzającej go od wieków Gryfonki.
- Sam
zapytałeś czy to randka – powiedziała najbardziej pewnym siebie tonem dziewczyna.
Draco uśmiechnął się złowrogo jeszcze bardziej, ciesząc się, że dziewczyna
próbuje z nim dyskutować. Będzie miał więcej czasu na to, żeby ją zranić.
Zlustrował jej twarz od góry do dołu, uśmiechając się szyderczo, przybliżając
się do niej jeszcze bardziej. Kiedy wrócił wzrokiem do jej oczu, położył powoli
obie dłonie na ścianie na wysokości głowy Hermiony. Dziewczynę przeszedł
jeszcze większy dreszcz, jednak postanowiła się nie poddawać. Zbliżył usta do
jej prawego ucha. Poczuł delikatny zapach perfum, które wywołały w jego brzuchu
dziwne uczucie. Wyprowadziło go to z równowagi.
- Wiesz co
to ironia, kretynko? Nigdy mnie nie obchodziłaś i nigdy to się nie zmieni. Dla
mnie jesteś nikim. Zwykłą, małą szlamą, niewartą najmniejszej uwagi. A jeżeli
myślisz, że się tak ubrałaś i ktokolwiek się tobą zainteresuje, to jesteś w
wielkim błędzie. Ponieważ pod tą kiecką jesteś nadal obrzydliwą kujonicą –
wyszeptał jej do ucha głosem, którym osoba nieznająca języka pomyślałaby, że
właśnie wyznawał jej jak bardzo ją pragnie. Jednak każde słowo raniło Gryfonkę
jak żyletka. Poczuła łzy i zamknęła oczy, oddychając głośno i starając się
wmówić sobie, że Malfoy nie ma racji. Blondyn z powrotem skierował wzrok na jej
twarz i uśmiechnął się triumfująco. Odsunął się od niej na trzy kroki.
- Miłej
zabawy – powiedział na odchodne, wziął szklankę i butelkę whisky, po czym
rozsiadł się na kanapie, zadowolony z efektu swojego działania. Hermiona stała
jeszcze chwilę pod ścianą, bo strach nadal trzymał ją w paraliżu. Wzięła trzy
głębokie wdechy i wyszła z dormitorium. Nie mogła już zobaczyć jak na twarzy
Malfoya, zamiast ironiczni, pojawia się uśmiech goryczy.
***
Kolejny rozdział za mną, Dotrwałeś do końca? Proszę, skomentuj. Każdy, choć najkrótszy komentarz dodaje mi skrzydeł.
Buziaki!
Hej!
OdpowiedzUsuńUprzejmie prosimy o publiczne zaobserwowanie Spisu Dramione. Bez tego Twoje zgłoszenie nie jest kompletne, przez co nie jesteśmy w stanie zaplanować notki polecającej Twojego bloga.
Pozdrawiamy,
Rzan.
Gotowe :)
UsuńU mnie rowniez!:)
UsuńNo cześć!
OdpowiedzUsuńTak sobie pomyślałam, że skoro już mam konto to Ci skomentuję, bo nie mogłam wcześniej tego zrobić jako anonim. Opowiadanie jeszcze jest typowe dla Dramione, które się dzieją w Hogwarcie, ale mam nadzieję, że szybko się to zmieni. Nie zauważyłam żadnych błędów, ale ja akurat jestem taką osobą, która nawet by nie zauważyła, że napisałaś "który" przez "u" (nie mówię, że to zrobiłaś). Zapowiada się fajnie, więc nie zepsuj tego! Postaram się w przyszłości komentować.
życzę weny
Dziękuję pięknie za opinie :) Dobrze, że napisałaś, bo nawet nie wiedziałam, że mam zablokowaną opcje komentowania dla anonimów. :)
UsuńBuziaki!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej, zapraszam na rozdział 51! :
OdpowiedzUsuńhttp://szlama-arystokrata-plan-przeznaczenia.blogspot.com/2016/08/rozdzia-51-gotowi-do-walki.html?m=1
Hej, zapraszam na rozdział 51! :
OdpowiedzUsuńhttp://szlama-arystokrata-plan-przeznaczenia.blogspot.com/2016/08/rozdzia-51-gotowi-do-walki.html?m=1
Zostałaś nominowana do LBA.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie po więcej informacji :)
Pozdrawiam
Luna Forever
luna-forever-dramione.blogspot.com
Ja żyje dla takich akcji jak ta na końcu!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze będzie ich więcej.
Pozdrawiam,
MadzikM
Ciesze sie, ze jest ktos, komu podoba sie to co pisze :)
UsuńDziekuje za komentarz!
Buziaki!